Specjaliści biją na alarm: - Tylko na Mazowszu brakuje 20-30 miejsc do intensywnej terapii noworodków. Dotkliwe braki są na Śląsku i w województwie łódzkim. W Częstochowie noworodki leżą na jednym oddziale ze starszymi dziećmi, co zwiększa ryzyko zakażenia groźnymi bakteriami - wylicza prof. Ewa Helwich, krajowy konsultant ds. neonatologii. Bardzo małych dzieci jest w Polsce coraz więcej.
Powodem jest postęp medycyny: lekarze ratują maleństwa, które kiedyś nie miałyby szansy na przeżycie. Rodzi się też coraz więcej cztero- i pięcioraczków, a to z reguły wcześniaki. Liczba dzieci wzrasta też z powodu baby-boomu. Dzieci, które powinny trafić do specjalistycznego szpitala, muszą czekać w kolejce.
W tej chwili w Polsce pracuje 730 lekarzy ze specjalizacją neonatologiczną. - Za 3 - 5 lat zabraknie 200 lekarzy tej specjalności - ostrzega konsultant. - Jeszcze chwila, a pojawi się dziura pokoleniowa: część lekarzy jest przed emeryturą, a młodzi nie wybierają tej specjalizacji - dodaje prof. Katarzyna Kornacka, mazowiecki konsultant wojewódzki ds. neonatologii. Na 40 miejsc na Mazowszu, w których młodzi lekarze mogą robić specjalizację z neonatologii, 13 jest wolne. W zeszłym roku startowało na nie sześć osób. - Przez dwa lata nikt nie zgłaszał się do naszego szpitala, by robić specjalizację - opowiada Tomasz Opala, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego w Poznaniu. - Teraz mamy jedną osobę na specjalizacji, ale gdy na początku roku wejdą w życie przepisy unijne o czasie pracy, może zacząć brakować lekarzy dramatycznie.
Zobacz również:
Tymczasem na innych specjalizacjach panuje tłok. Dlaczego? - To specjalizacja niekomercyjna. My nie mamy prywatnych gabinetów. A obok pracują położnicy, często na granicy prywatnej i publicznej służby zdrowia. Kontrast jest bardzo duży - przyznaje Helwich. Czy tak jak kiedyś anestezjolodzy, lekarze zajmujący się małymi dziećmi wywalczą strajkami podwyżki? - Nie wierzę w to. W naszej dziedzinie żadnych strajków nigdy nie było, bo my nie możemy zostawić dzieci. Moi asystenci zarabiają 2,5 tysiąca brutto - mówi prof. Helwich. ("Rzeczpospolita")
Komentarze do: Mało miejsc do ratowania wczesniaków