Szukaj

Poród 20 lutego 2006

Odpowiedz w wątku
Zdzisława
~Zdzisława 22-02-2006 19:36

Jestem babcią nowo narodzonej wnuczki - od poniedziałku dnia 20 lutego 2006 roku od godziny 18.30. I od tego też dnia nie mogę znaleźć sobie miejsca .Nie śpię, biorę tabletki uspakajające, a jak zasnę i po momencie się obudzę, to myśli chcą mnie zabić. Mam 58 lat, mój mąż 61. Razem przeżyliśmy szok porodu naszej Synowej – sportsmenki - krótko mówiąc osoby o dużej świadomości, która bardzo o siebie dbała w czasie ciąży. Już od 1 grudnia 2005 roku nie pracowała zawodowo, była pod stałą opieką poradni, miała kilka razy robione USG; chodziła z synem do szkoły rodzenia. Bardzo pragnęli tego dziecka; mają po 26 lat - syn wykształcenie uniwersyteckie - Poznań - uczy języka angielskiego w szkole średnie a synowa po Akademii Wychowania Fizycznego pracowała w Fitnes-Clubie. Są to więc ludzie świadomi, oczytani i nauczeni w szkole rodzenia. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek komplikacje. Ale ja obawiając się porodu - oglądam telewizję, widzę różne fundacje na rzecz chorych dzieci, wolałam dmuchać na zimne – poprosiłam męża, aby poszedł do szpitala do dyrektora, który jest męża znajomym, aby poradzić się, co można zrobić jeszcze, aby mieć 100% pewność, że Synowej nic nie grozi podczas porodu i urodzi zdrowe dziecko. Chodziło nam o ewentualny poród z znieczuleniem lub cesarski (synowa jest niska, a ciąża była duża). Dyrektor powiedział, że nie wykonuje się w tutejszym szpitalu porodów ze znieczuleniem, gdyż nie ma przeszkolonego anestezjologa, za ewentualne środki przeciwbólowe nie trzeba płacić gdyż jak potrzeba to szpital takimi dysponuje. Dalej powiedział. że jeśli chodzi
o CESARSKIE cięcie, to w każdej chwili położnica może sobie takiego zażyczyć - jest sala operacyjna zawsze przygotowana do działania, są chirurdzy i nie ma problemu. Mąż wrócił do domu opowiedział mi to wszystko i byliśmy szczęśliwi, że naszą synową może spotkać tylko dobro. Na drugi dzień dyrektor zadzwonił i powiedział, że rozmawiał z ordynatorem oddziału, który zgodził się we wtorek lub czwartek od godziny 13.oo do 15.oo przyjąć Synową na specjalnym uspakajającym nas badaniu. Zrobił USG, powiedział, że powinna urodzić w pierwszym wyznaczonym terminie tj. 3-4 marca (a nie jak powiedział lekarz prowadzący - 21 lutego) - przypominam, że poród odbył się 20 lutego 2006 roku. Byliśmy szczęśliwi, że wszystko zostało załatwione - oczywiście bez żadnych kopert itd. Myślałam, że jak synowa już urodzi, to zrobię po jakiejś eleganckiej serwecie i w podziękowaniu za grzeczność podaruję je osobom zajmującym się naszą synową. I tak było do dnia 19 luty. Dnia 20 lutego mąż poszedł na komisję do urzędu i tam otrzymał ok.godz.9.3o telefon od syna, że Monice odeszły wody są już od 8.45 na położnictwie. Monika dostała kroplówkę na wywołanie bólów i dalej cisza - pomyślałam sobie - jak dobrze trafiła - bo w dzień, więc jest cała świta lekarzy, położnych itd. - pełnia szczęścia. Mąż wrócił z urzędu, zjadł położył się na małą drzemkę - a mnie nagle ogarnął ogromy niepokój i panika - obudziłam męża - był zły, że panikuję, zadzwonił do syna, a on z rozpaczą niemocy mówi nam, że Monika od godz.12.oo ma pełne rozwarcie, że strasznie cierpi i nikt nie może mu pomóc - była już godzina 17-ta. Wsiedliśmy z mężem do autobusu i pojechaliśmy do szpitala - oczywiście oddział zamknięty, nikogo nie widać. Od czasu do czasu wychodzi to jedna pani to druga na korytarz wewnątrz oddziału, lecz do nas nikt. Aż tu nagle ktoś kartą otwiera drzwi i wchodzi na oddział –poznałam i zawołałam: Pani doktor czy możemy dowiedzieć się co z naszą synową? Jak nazwisko zapytała – Monika Szlanga - odpowiedziałam - ach tak; jest taka tutaj, ale to strasznie chimeryczna pacjentka, mało odporna na ból powiedziała. Ale pani doktor już jest 18-ta, proszę zrobić jej cesarskie cięcie - no nie wiem właśnie zastanawiamy się nad tym - czekamy na ordynatora. Po jakimś czasie ospale wszedł ordynator pomruczał coś pod nosem - wszedł na ginekologię, ubrał buty i fartuszek i ze spuszczoną głową wszedł na oddział położniczy - po jakimś czasie znowu wyszedł, pomruczał i znowu wszedł skonsultowali się z panią doktor wyszedł do jeszcze jednego przypadku i wracając powiedział za chwilę przewieziemy ją na salę, aby wykonać cięcie, Widzieliśmy ją jak wieźli ją - wyła z bólu.Była to godz.18.20. O godzinie 18.30 odbyło się cięcie i przyjęcie porodu. Któraś z salowych wiozących Monikę przyszła do nas i powiedziała żebyśmy weszli na oddział do poczekalni. Zadzwoniliśmy otworzyli, nam i zobaczyliśmy naszego Syna Grzegorza strasznie rozpaczającego płaczącego, wyjącego z bólu i bezsilności, że nie mógł nic zaradzić na lekarską ignorancję w traktowaniu bliźniego. 6 i pół godziny było pełne rozwarcie on to widział prosił - pomóżcie - co robiły położne? Co robił lekarz? Jeszcze pani doktor napomknęła - jak mówiła do mnie - o złym znoszeniu bólu przez synową, że jest jakaś wada kanału rodnego, ale oni się temu przyglądają - zaznaczam, że przyglądali się temu przy pełnym rozwarciu przez prawie 6,5 godziny. A jeszcze, żeby było weselej, to opowiem jak mój Syn dzwonił do doktora ordynatora błagał go żeby przyszedł. On mu na to odpowiedział, że nie ma czym przyjechać – ja po pana przyjadę tylko proszę powiedzieć gdzie - nie trzeba odpowiedział doktor i tak minęła kolejna godzina - zgroza!!!!I I dalszy ciąg tego horroru – około godziny 18.5o przywieźli dziecko - mąż zrobił aparatem cyfrowym pierwsze zdjęcie. Przywieźli tą kruszynę z sali zabiegowej - wspaniały ten zwykły personel - zostawili abyśmy popatrzyli podziwiali nacieszyli się potem położyli na wadze 3750 g zmierzyli 57 cm założyli identyfikatory na przegubach rączek - ponieważ z natury jestem pogodnym życzliwym kochającym ludzi człowiekiem, a chciałam podejść blisko tej dopiero, co narodzonej kruszynki - zażartowałam sobie, ze muszę dopilnować, aby nikt nam nie podmienił wnusi -
w tym momencie jedna z pań powiedziała:” niech pani się nie boi od godz.15-tej nie urodziło się żadne dziecko, a z taką głową to nikt się nie pomyli i nie podmieni dziecka – struchlałam – i mój mąż chyba też – odkryliśmy pieluszkę z głowy i zobaczyliśmy z mężem wyciągniętą jak lód kupowany w kiosku latem - główkę. Główkę naszej wnusi dopiero co narodzonej. Na moje zaskoczenie i reakcję pani powiedziała „no wie pani - poród był taki, że dziecko silne chciało wyjść, ale ponieważ nie rozchylały się mięśnie i główka nie mogła wejść cała w otwór a bardzo napierała się, aby wyjść na ten boży świat to po prostu wchodziła i wyciągnęła się - no wie pani została wciągnięta i to coraz bardziej, bo poród był długi - o zgrozo - gdzie był lekarz gdzie była położna? Znowu w tej chwili sinieję ze złości płaczę z bezradności. Przez ludzką lekarska niechęć-zły stosunek do ludzi - kobiet -.niekompetencję – a może przez zmęczenie życiem – to już stara lekarka nie powinna na dyżurze być sama - po 6,5 godzinach rozwarcia, a więc możliwości gdyby tylko się chciało personelowi położniczemu przyjąć dziecko – zniszczyli być może przyszłą mądrą dziewczynkę a potem kobietę. Jedną głupotą zadecydowali jaka ma być – poczuli się Bogiem. A kto ich do tego upoważnił – kara za to ich spotka na pewno i to nie tylko z mojego bólu, ale i tysięcy innych skrzywdzonych kobiet i dzieci. Po przyjściu do domu i po logicznych rozważaniach, że czas - czas jako czas jest ważny, bo to wszystko świeże formujące się zaczęliśmy dzwonić pytać, co można robić z tą wyciągniętą głowa - nic - czekać to wszystko - będzie dobrze powiedziała do mnie jedna z położnych, ale chcą szybko pozbyć się kłopotu z oddziału i szpitala i już w sobotę syn ma zabrać żonę do domu. I tak pozbędą się ludzi pytających się o główkę i pytających dlaczego? Oczywiście w dokumentacji oddziału położniczego jest, że poród odbył się i był wykonany poprzez cesarskie cięcie i nic więcej nie ma o tym, że przez 6,5 godz. dziecko mogło być już na świecie z piękną główką, gdyby nie zbyt późna decyzja jednego człowieka - lekarki dyżurnej i położnej. Tak sobie myślę jak łatwo wychodzić lekarzom z opresji – nikt nic nie wie nikt nie widział nie ma dowodów itd. A ja chcę mieć dowody ewidentnego zaniedbania - bo jak po jakimś czasie coś się stanie z racji takiego rodzenia i potrzeba będzie leczyć dziecko i wtedy kto sfinansuje leczenie? Szpital nie będzie można pociągnąć do odpowiedzialności, bo on ma w swojej dokumentacji, że poród był cesarski a więc nic takiego nie mogło stać się podczas takiego porodu. Dzieci z nami nie rozmawiają na ten temat – jest to temat tabu – Synowa mówi, że wszystko będzie dobrze a Syn nic nie mówi, bo przeżył szok - mają nadzieję, że ta głowa się "wstąpi" Mój Boże, aby tak było, aby zdarzył się taki cud. Już 3 godziny siedzę przy komputerze i piszę jednym palcem stukając w klawiaturę – na co dzień tego nie robię – ale nie mogąc sobie znaleźć miejsca pomyślałam, że może w Internecie znajdę jakąś radę od życzliwych ludzi, Jednak do tej pory nic nie mogę na ten temat znaleźć. Zobaczyłam tytuł poród - cesarskie cięcie i mam nadzieję, że może ktoś, kto to przeczyta odpowie mi i da nam nadzieję - kochamy nasze dzieci - mamy dwóch synów, z których jesteśmy dumni cieszą nas ich osiągnięcia - radości a martwią niepowodzenia, Czy nigdy nie może iść dobrze? Czy zawsze musi być coś, co zakłóci sielankę? Monika i Grzegorz są ludźmi dla siebie stworzonymi – ona kocha jego a on ją – przecież nie ma większego szczęścia niż miłość małżonków do siebie - bezgraniczna. Mamy już jedną śliczną 12 letnią wnusię - tą mała pokochaliśmy też od razu bezwarunkowo, a mój mąż się w jej słodkim pyszczku zakochał. Całe szczęście ze mała jest spokojna je dobrze śpi nie płacze, To jak mówią lekarze pediatrzy oznaka zdrowia i że nie powinno być żadnych wewnętrzny uszkodzeń, ale to dopiero parę godzin po porodzie, Nasz Syn Grzegorz jest nauczycielem języka angielskiego a poza tym wielkim propagatorem polskiej mowy - prowadzi teatr rapsodyczny i właśnie w niedzielę w chojnickiej Bazylice młodzież z nim recytowała wiersze i teksty śp. ks.Twardowskiego. Myślę, że Opatrzność Boska nad nim czuwała, że po tak okrutnym porodzie dziecko na oko jest zdrowe. A co może być później? Czy mamy prawo zażądać na piśmie od Szpitala jak przebiegał poród i dlaczego - informacja, że poród był cesarski wyklucza urodzenie z deformacją wynikającą z porodu? Syn jest nauczycielem nigdy kokosów nie będzie zarabiał - jest nauczycielem z powołania - ale wtedy, kiedy tak strasznie płakał, to krzyczał, że najgorsze środowisko to lekarskie i nauczycielskie. Ten mój dorosły Syn tak cierpiał, że nawet dał się tulić i uspokoić jak małe dziecko. Powiedziałam mu wtedy, że właśnie potrzeba takich wrażliwych nauczycieli, których misją oprócz profesjonalnej dydaktyki jest wychowywanie i uwrażliwianie ludzi na drugiego człowieka. Powiedział nam wtedy, że tak sobie myślał, że chyba za duży nacisk kładzie na edukację a za mało stanowczo za mało na wychowywanie - aby nie było bezmyślnych niekompetentnych lekarzy położnych pielęgniarek itd. Ten tekst po drobnych korektach przekazywać będę politykom, mediom – cieszyliśmy się z becikowego - becikowe, zgoda to cudowna sprawa – rozwiązuje wiele problemów młodych matek, ale aby zachęcać ludzi do rodzenia dzieci to trzeba zająć się poważnie warunkami ich rodzenia. Najpierw powinien być rozwiązany problem położnictwa. Porody w Polsce są niehumanitarne. Chociaż dość młoda położna próbowała mi udowodnić mówiąc o jakiejś kobiecie ze Szwecji, która rodziła 2 czy 3 dni i na tym ma polegać humanitaryzm? Tak nawet nie traktuje się zwierząt i chwała za to - jestem weganką w bardzo szerokim pojęciu i krzywda ludzka i zwierzęca a nawet roślinna jest mi bardzo bliska. Zrobiło mi się lżej na duszy – poprawiając tekst coś się wymazało coś uciekło. Jak umiałam tak napisałam przekazać chciałam moje doświadczenie z oglądu rodzenia ludzi 17 lat po komunizmie, Nic się nie zmieniło zapewniam Was a może jest gorzej, bo teraz nikt się nikogo nie boi – rządzą kliki nawzajem się popierające - a dobro społeczeństwa? Ono się nie liczy. Każdy z obywateli tego kraju od Prezydenta po zamiatacza ulic powinien mieć dochód 1000zł i z niego żyć – może wtedy coś poprawiłoby się w naszym kraju.

Magdalenka
Magdalenka 24-02-2006 08:05

Gratuluję bardzo serdecznie!!!Prawdziwa z Pani Babcia przez duże "B",ja sama urodziłam trzech synków-co prawda były to porody naturalne,tzn.siłami natury,ale ostatni z nich rzeczywiście był niezwykle trudny.Mały Adaś urodził się 25 lipca 2005,ale okolicznośi były podobne jeżeli chodzi o trzecią fazę porodu...położenie twarzyczkowe a bąbel tylko 4290...a ja malutka bo 154cm,ale udało się bo miałam kompetentną pomoc,cudowna położna ,cudem uniknęłam "cesarki"choć główka była ogromna...udało się!!!Będzie dobrze,kości czaszki to kości ruchome,nie trzeba się martwić na zapas,powinny się uformować,może to potrwać kilka dni...może kilkanaście,bo jak pani pisze ,że poród był w fazie przedłużonej,życzę wielu radości w podglądaniu życia tej cudownej istotki,niech będzie prawdziwą pociechą swoich rodziców!!!Dziś moje maluszki mają cudowne,łobuziarskie pyszczki,nikt nie pamięta ,że główki były zdeformowane trudnym porodem!!!Ja rzeczywiście miałam fantastyczną opiekę,polecam szpital w Świętochłowicach!!!Pozdrawiam serdecznie!!!

Zdzisława
~Zdzisława 25-02-2006 12:40

Przeczytałam!Jestem wzruszona Pani troską Pani Magdalenko! W tej chwili nie mam czasu pisać wiecej! Z pewnością opoisywać będę dalej. Jest miło, że na świecie są tacy ludzie jak Pani, którzy dodają otuchy!!!!!

przyszła matka
~przyszła matka 14-03-2006 18:32

Droga Pani Zdzisławo z bolacym serecm przeczytałam pani wypowiedź, niestety z przykrością musze zgodzić się z panią że brak odpowiedniej opieki w szpitalach coraz częściej prowadzi do takich sytuacji jak u pani synowej, w mojej rodzinie też mało brakowało aby doszło do nieszczęścia, ale dzięki Bogu są jescze prywatne kliniki, które (niestety za ciężkie pieniądze)zapewiną wspaniałą opiekę i warunki, sama jestem młodą kobietą i wkrótce będę planować swoją pierwszą ciążę, niestety po tym co słyszy się dookoła, o opiece a raczej jej braku na oddziałach, o tym, że koperta przesądzić może o zdrowiu albo życiu twoim lub dziecka o niedbałości lekarzy.... Trzymam kciuki za Pani wnuczkę, wszystko się ułoży proszę być dobrej myśli, pozdrawiam gorąco

Aga
~Aga 18-03-2006 20:02

Z szeroko otwartymi oczyma czytałam Pani list. Niestety zaliczam się do tego samego grona kobiet, które miały przykre doświadczenia przy porodzie. Lekarze opryskliwi, znieczuleni, niewrażliwi działający rutynowo. W większości mężczyźni...jakby wiedzieli co to znaczy poród. Bladego pojęcia o tym nie mają i jeszcze nas pouczają, że się za głośno zachowujemy, że jesteśmy nieodporne na ból, że panikujemy itp. Pierwsze dziecko rodziłam 7 lat temu, byłam wtedy młodziutka , miałam 21 lat. Teraz spodziewam się drugiego dziecka...i sama myśl o porodzie w szpitalu napawa mnie strachem. Miałam ostatnio przedsmak tego wszystkiego, gdyż wylądowałam na obserwacji w szpitalu.Przyjęto mnie w nocy...następnego dnia zrobiono USG i badanie moczu...a później nic.. Ja nie miałam żadnych plamień, czułam się dobrze...a mimo to musiałam spędzić w szpitalu jeszcze 3 dni.Po co?? żeby szpital dostał za mnie kasę...I byłabym tam dalej gdybym nie zrobiła awantury w szpitalu że trzymają mnie tam bez powodu, nie robią żadnych badań, nie wiedzą co mi jest, a żeby co kolwiek można było ustalić to i tak muszę stąd wyjść i pójść do specjalisty. PARANOJA... Uważam że wszystkich obecnych lekarzy...którzy ostatnio tak narzekają że mało zarabiają, powinno się wysłać w kosmos/razem z braćmi Kaczyńskimi/tak aby nie mieli prawa powrotu. A w ich miejsce zatrudnić młodych, ambitnych, którzy niejednokrotnie nie mają czego szukać w naszych szpitalach z powodu układów i wyjeżdżają za granicę. Mam nadzieję że z wnuczką wszystko się ułoży. Mając taką babcię będzie to łatwiejsze. Niech się pani nie poddaje...i walczy o sprawiedliwość. Pozdrawiam

wawu
~wawu 08-04-2006 23:15

Droga"Babciu" rozumiem troskę i zaangażowanie emocjonalne w poród kolejnego członka rodziny.Ale nie wydaje mi się aby relacja z porodu była obiektywnym obrazem sytuacji. Nigdzie w żadnym szpitalu w Polsce (ani w świecie) II okres porodu nie może trwać dłużej niż 2 godziny. Takie są standardy postępowania połozniczego obowiązujące w każdego położnika i każdą położną. Jeżeli jest pani przekonana o błędzie w sztuce połozniczej proszę wystąpić o ukaranie osób winnych. Są samorządy zawodowe, które sprawują nadzór nad członkami swoich korporacji i chętnie zajmą się wyjaśnieniem nieprawidlowości ewentuanie wyciągną konsekwencje.Rzecznik odpowiedzialności zawodowej jest tą osobą, której działania powinny państwu pomóc w wyjaśnieniu ewentualnych zaniedbań, o ile takowe miały miejsce. Proszę Pani,lekarze i położne to ludzie!Też rodzą swoje dzieci w tych samych oddziałach szpitalnych co reszta społeczeństwa. Nie miejmy ich za bezdusznych kabotynów, empatia jest nieodzownym elementem wykonywania zawodu! Nie zawsze osoby uczestniczace w porodzie stać na obiektywizm. Ale zawsze warto przygotować się do sytuacji, które nas czekają. Czy przez 9 m-cy ciąży synowa nie zapytała swojego położnika jak przebiega poród i jak wpływa on na noworodka? Co jest podstawową zasadą w porodzie? Mając wiedzę łatwiej i bezpieczniej przeżywamy sytuacje ekstremalne. Przecież płód ma zdolności przystosowawcze do warunków kanału rodnego. Dlatego się uparcie monitoruje porody aby wychwycić sytuacje dla matki i płodu niebezpieczne. Personel sal porodowych to żywi ludzie.Jeżel popełnili błąd niech spojrzą Państwu w oczy! Ale proszę nie zarzucać niekompetencji i złej woli tylko na podstawie subiektywnych odczuć.W końcu to nie Państwo są medykami. Byłoby dobrze gdyby każdy był autorytetem w swojej dziedzinie, o ile ma wystarczający zasób wiedzy, a nie w każdej innej. Przykro mi, że nie spełniły się scenariusze planowanego przez państwa porodu.

Magda z Kielce
~Magda z Kielce 06-05-2006 14:38

Witam Państwa. Tak czytam i czytam i... ręce opadają. Jaka odpowiedzialność, jakie standardy postępowania położniczego, jakie wyjaśnianie nieprawidłowości??? Dobrze wszyscy wiemy, że nie dotyczy to środowiska lekarskiego. A szkoda, bo gdyby sami lekarze eliminowali ze swego grona takich nieodpowiedzialnych i niekompetentnych ludzi, sami wiele by na tym zyskali. Ja przeżyłam bardzo ciężki poród, miało to miejsce 1 kwietnia 2005 roku. Ciąża przebiegała prawidłowo i mimo, że pierwszy poród (1998r. cięcie z powodu spadków tonów serca u córki) rozwiązano przez cięcie cesarskie, teraz lekarz, u którego prowadziłam ciążę (prywatnie) zadecydował o porodzie siłami natury. Byłam spokojna, że rodzę podczas dyżuru mojego lekarza prowadzącego, byłam przekonana, iż wiedząc o okolicznościach pierwszego porodu, będzie bacznie obserwował przebieg i postęp akcji porodowej. Jak bardzo się pomyliłam... W ciągu 11 godzin porodu mój pan doktor przyszedł na salę porodów rodzinnych może czterokrotnie. Gdybym ja wtedy miała te informacje co w tej chwili... ale człowiek idąc do szpitala myśli, że ci pracujący tam ludzie wiedzą co robią. Nie wiedziałam o tym, że poród po przebytym cięciu trzeba bacznie obserwować, że podawanie naskurczowej oksytocyny po cięciu trzeba ciągle monitorować, że przy porodzie nie wolno wyciskać dziecka i wiele innych. Myślałam, że personel medyczny zdaje sobie sprawę z tego, że jest odpowiedzialny za 2 życia. W moim przypadku poród przyspieszano (kroplówka z oksytocyną, zastrzyki, mechaniczne przebicie pęcherza płodowego na 7,5 godziny przed końcem), w związku z tym bóle porodowe były nie do wytrzymania, właściwie bez przerw, ale myślę, że o tym wszystkim człowiek szybko by zapomniał, gdybym szczęśliwie urodziła zdrowe dziecko. Występowały spadki tonów płodu, które zignorowano. W nocy, tuż po pierwszej 1 kwietnia zeszłego roku narodził się mój synek. W końcowej fazie porodu przy pełnym rozwarciu położna miała problem, by zlokalizować mojego pana doktora (a byłam wtedy jedyną rodzącą). Kiedy już się zjawił, dwukrotnie silnie ucisnął mój brzuch próbując wypchnąć dziecko. Ja poczułam wtedy nieopisany ból - pękła mi macica. Wtedy dopiero zdecydowano o cięciu cesarskim. Syn urodził się w ostrej zamartwicy, w bardzo ciążkim stanie, wręcz agonalnym, w skali Agar otrzymał 0 punktów. Dopiero po 10 minutach reanimacji otrzymał 1 punkt (na 10 możliwych). Nie było dobrze, wystąpiły zmiany w mózgu, drgawki po niedotlenieniu, przeczulica. Neonatolog mówił, że nie wiadomo jak będzie, że czas pokaże... Chyba nigdy w życiu tak się nie bałam, gorąco modliłam się, prosiłam Boga by mi go nie zabierał, prosiłam też konającego tej nocy Naszego Papieża, by wstawił się za moim małym synkiem. Od godziny śmierci Ojca Świętego stan zdrowia syna poprawiał się, lekarze mówili, że to jest tak niesamowite po takich prześciach, by zmienić mu imię. I tak mój mały synek otrzymał imię Jan Paweł. Od dnia porodu mój wspaniały pan doktor nawet nie próbował skontaktować się ze mną (leżeliśmy z synem 2 tygodnie w szpitalu), chociażby po to, by spróbować mi wyjaśnij dlaczego tak się stało, powiedzieć "przepraszam". Po 4 miesiącach złożyłam skargę do Okręgowej Izby Lekarskiej. I co? Sprawa toczy się już 10 miesięcy i niemoc ogarnia mnie, gdy słyszę od prowadzącego moją sprawę z-cy rzecznika, że on jako lekarz widział tyle rzeczy, których nie wolno lekarzom robić a jednak robią, że on źle by się czuł, gdyby ukarał go za coś co robi 50% lekarzy (wypychanie płodu), mimo, że jest to czynność niedozwolona, która w moim przypadku doprowadziła do tragedii. Powołano biegłego w mojej sprawie, który dopatrzył się wielu uchybień, na co z-ca rzecznika mi mówi, że napisał tak, bo musiał coś napisać... Mój Boże, co za paranoja!!! Lekarz był przesłuchiwany, zaprzecza zarzutom, ma jeszcze czelność zeznawać, że dzięki jego szybkiej!!! interwencji dziecko i ja żyjemy...Dziś jesteśmy nadal pod opieką poradni neurologicznej, ale dzięki Bogu mój Jaś jest zdrowym, wspaniałym dzieckiem. Straciłam zaufanie do lekarzy, te przeżycia pozostawiły we mnie głęboki ślad. Drodzy lekarze! Nie zapominajcie o tym, jakie jest główne przesłanie waszego zawodu, nie macie prawa narażać zdrowia i życia swojego pacjenta. I od tego nie może być żadnych odstępstw!!! Pozdrawiam. Pani Zdzisławie życzę pociechy z wnuczki i dużo zdrówka. Napewno wszystko będzie dobrze, podczas porodu dochodzi czasem do zdeformowania główki, choć wierzę Pani, że w tym przypadku można było tego uniknąć, gdyby nie brak odpowiedzialności, rutyna i głupota przedstawicieli naszej polskiej służby zdrowia...

Odpowiedz w wątku
Zobacz wszystkie komentarze do "Poród - cesarskie cięcie"