Kiedy spacerujemy po markecie w poszukiwaniu produktów, które chcemy kupić, pierwszą rzeczą, z którą mamy do czynienia, jest ich opakowanie. Właśnie ono jest przedmiotem licznych strategii marketingowych mających na celu skłonić nas, abyśmy wybrali produkt właśnie tej, a nie innej firmy.
Aby jedzenie (np. płatki śniadaniowe) wyglądało na zdrowsze, jego opakowanie może przedstawiać dorodne, pełne kolorów owoce. Pozornie wydaje się to naturalne, że skoro wybieramy płatki śniadaniowe o smaku truskawkowym, to właśnie one powinny znaleźć się na opakowaniu. Nie miejmy jednak złudzeń - ten produkt ma niewiele wspólnego z truskawkami (poza smakiem).
To oczywiste, że jedzenie zawierające owoce jest zdrowsze. Zatem jeśli po taki produkt sięgniemy, przyczynimy się do poprawy naszej kondycji zdrowotnej.
Dlatego właśnie po takie produkty chętniej sięga przeciętny konsument nie wiedząc nawet, w jak wielkim jest błędzie. Przykładowo, takie "truskawki" składają się przeważnie z oleju sojowego oraz cukru. Z dodatkiem prawdziwych, ale sztucznie farbowanych truskawek.
Zobacz również:
Czy to jest oszustwo? Przedstawiciel każdego koncernu spożywczego na taki zarzut od razu powołałby się na pełną etykietę składników, która znajduje się na opakowaniu. Z tyłu.
Wielu kupujących uznaje to jednak za nieuczciwe. Frontowa etykieta jest bowiem ważniejsza, bardziej rzucająca się w oczy; to ona również oddziałuje na wyobraźnę. Wreszcie, nie każdy zwraca uwagę na tył opakowania.
Według amerykańskiego prawa, taka marketingowa strategia jest w stu procentach legalna. Producent może "reklamować" swój produkt soczystymi owocami na opakowaniami już wtedy, gdy widnieje sformułowanie "o smaku...".
Nie każdemu jednak przychodzi do głowy, że smak może być sztucznie spreparowany, a śladowe ilości przykładowych truskawek służą przede wszystkim zakamuflowaniu marketingowych manipulacji.
Komentarze do: Czy truskawki to... truskawki?