Rak szyjki macicy, to podstępna choroba, która przez wiele lat rozwija się, nie dając żadnych objawów. Kiedy pojawią się pierwsze symptomy, zwykle jest już za późno na ratunek. Jedyną szansą na wczesne wykrycie choroby jest odpowiednia profilaktyka i badania przesiewowe (cytologia).
W naszym kraju wciąż bardzo mało kobiet regularnie wykonuje badania screeningowe pod kątem raka szyjki macicy, a wciąż zbyt wiele umiera. Każdego roku ponad 1700 kobiet…
Te okrutne statystyki chce zmienić Polska Koalicja na Rzecz Walki z Rakiem Szyjki Macicy. Dzięki współpracy ponad 40 podmiotów, ma powstać do końca tego roku program zmian systemowych, który pozwoli do 2020 roku zmniejszyć o połowę zapadalność i liczbę zgonów z powodu raka szyjki macicy.
Jednym z Koalicjantów jest Fundacja „Różowa Konwalia” im. Prof. Jana Zielińskiego. Prezes Fundacji - Elżbieta Więckowska, każdego dnia ma kontakt z chorymi na raka szyjki macicy kobietami. Ma również za sobą ciężkie doświadczenia z chorobą.
Chorowała Pani na raka szyjki macicy (RSM). Jak Pani ocenia polski system zdrowia?
Elżbieta Więckowska, Prezes Fundacji „Różowa Konwalia” im. Prof. Jana Zielińskiego: Zachorowałam 30 lat temu. Wtedy działał zupełnie inny system. I muszę z przykrością stwierdzić, że tamten system był pod wieloma względami lepszy. Kiedy stwierdzono u mnie chorobę, to położna przyszła do mnie do domu, żeby mnie o tym poinformować. Mimo, że teraz metody diagnostyczne są dużo nowocześniejsze, mamy narodowy program profilaktyczny, lepsze środki komunikacji, na RSM wciąż choruje i umiera prawie tyle samo kobiet. Para w gwizdek…
Na co dzień ma Pani kontakt z wieloma kobietami chorującymi na raka szyjki macicy. Na jakie bariery natrafiają dzisiejsze pacjentki?
EW: Największą barierą jest najczęściej… lekarz. Z jakiegoś, dla mnie niezrozumiałego powodu, kobiety boją się ginekologa, nie umieją nawiązać z nim kontaktu. Często bywa tak, że kobiety wolą nie wiedzieć, że są chore… Są przekonane, że nie będą miały do kogo pójść z tym problemem, gdzie się leczyć.
Zobacz również:
Zdarza się również, że ginekolodzy popełniają błędy…
EW: Niestety tak. Spotkałam się kobietami, które chodziły do ginekologa, lekarz pobierał im cytologię i zapewniał, że są zdrowe. Po trzech miesiącach okazywało się, że nowotwór jest już bardzo zaawansowany…
Dlatego bardzo ważny jest odpowiedni sprzęt do pobierania wymazu cytologicznego.
EW: Prawidłowo wymaz można pobrać wyłącznie za pomocą specjalnej szczoteczki. Tylko taka cytologia ma jakikolwiek sens. Niestety prywatne gabinety często, ze względów oszczędnościowych, dalej nie stosują szczoteczek. A ponieważ ginekologia jest gałęzią medycyny, która w olbrzymiej mierze została sprywatyzowana, nie ma żadnej kontroli nad tym co się dzieje w wielu gabinetach. Dodatkowo, wyniki cytologii pobieranej w prywatnych praktykach nie muszą trafiać do państwowego rejestru. Sprawa wymknęła się spod kontroli.
Czy kobiety wiedzą czego powinny oczekiwać od ginekologa?
EW: Często pacjentki traktują lekarza jak wyrocznię i uznają, że wszelkie podejmowane przez niego czynności są właściwe. A tak niestety nie jest. Dlatego to kobieta powinna zwracać uwagę czy ginekolog używa jednorazowego wziernika i odpowiedniej szczoteczki. Jeżeli nie ma właściwego sprzętu, nie należy u niego wykonywać cytologii. Najlepiej wymaz pobierać w placówkach objętych narodowym programem profilaktycznym. Tylko te zapewniają kontrolę jakości i pozwalają w odpowiednim momencie uchwycić nieprawidłowości.
Czy po wykryciu nowotworu lub stanu przednowotworowego kobiety muszą długo czekać na leczenie?
EW: Często zbyt długo… Zdarza się, że jest to dopuszczalne z medycznego punktu widzenia. Mój nowotwór był na tyle wcześnie wykryty, że lekarz ocenił, że prawdopodobnie przez najbliższy rok nie zamieniłby się w nowotwór inwazyjny i nie dał ewentualnych przerzutów. Ale jak żyć z taką świadomością? Jak czekać na przykład na naświetlania, wiedząc, że dzieje się coś złego, jakieś zwariowane komórki się we mnie zagnieździły i wciąż się rozwijają… Takie oczekiwanie zabija nie tylko ciało, ale przede wszystkim duszę… Po diagnozie już nigdy nie będzie się takim samym człowiekiem jak przedtem. Ona wszystko w życiu zmienia.
Czy jest jakieś wsparcie psychologiczne dla kobiet z rakiem szyjki macicy?
EW: W centrach onkologii jest bardzo dobre wsparcie psychologiczne dla kobiet z rakiem piersi. Niestety dla tych z RSM – znacznie słabsze. Kobiety chore na raka szyjki macicy często wstydzą się choroby, przez społeczeństwo są w sposób okrutny stygmatyzowane. Wciąż się słyszy, że RSM to choroba kobiet rozwiązłych… Sama usłyszałam pod swoim adresem takie słowa… od prominentnego lekarza ginekologa… Znam nawet przypadek kobiety, która przychodziła do lekarza w przebraniu, żeby nikt jej nie rozpoznał. Niestety wciąż jest za mało specjalistów, którzy pomogliby chociaż w świadomości tych kobiet, zmienić obraz choroby.
Komentarze do: Rak szyjki macicy - inny świat a statystyki wciąż takie same