Czy warto czytać etykiety na kosmetykach pielęgnacyjnych?
Większość z nas nie czyta składów kosmetyków, a pojawiające się na ich etykietach hasła traktuje serio. Nie jest to słuszna postawa. Producenci często używają sformułowań, które niekoniecznie mają wiele wspólnego z prawdą w celu uniknięcia problemu z otrzymaniem atestu. Jak je interpretować i co one oznaczają w rzeczywistości?
„Wnika do najgłębszych warstw skóry”
Bzdura. Kremy wnikają jedynie w wierzchnie warstwy skóry i tak naprawdę więcej nie trzeba, aby ich działanie było skuteczne. Nie ma potrzeby, aby nawilżać skórę właściwą – utrzymuje ona około 70% wody. Jedynie naskórek wymaga dostarczenia dodatkowego nawilżenia. Traci on bowiem wilgoć pod wpływem ciągłego ścierania się.
„Niweluje oznaki starzenia się”
W zależności od interpretacji, można traktować takie stwierdzenie, jako mit lub nie. Krem nawilżający powoduje spulchnienie skóry i wtedy zmarszczki są mniej widoczne niż na suchej. Jeśli go zmyjesz, pojawią się znowu. Na skórę z głębokimi zmarszczkami, pozbawioną jędrności zwykły krem nawilżający na pewno nie pomoże.
„Ma w składzie pochodne witaminy A”
Pojawienie się takiej informacji na etykiecie produktu ma sugerować, że krem ma takie samo działanie, jak ten z kwasem retinowym, który można dostać wyłącznie na receptę. W rzeczywistości nigdy nie potwierdzono, żeby niewielkie ilości witaminy w zwykłych kremach złuszczały skórę chociaż w niewielkim stopniu tak, jak te zalecane przez dermatologów.
Zobacz również:
„Bariera przeciw negatywnym wpływem środowiska”
Zwykle sugeruje to, że kosmetyk zawiera filtr UV - w większości jednak dość niski (poniżej 10) co nie daje odpowiedniego zabezpieczenia. Jeśli czujesz potrzebę stosowania takiego kremu, kup taki, na którym jest określone, jaki filtr w nim występuje. Dużo lepszym rozwiązaniem jest jednak zakup zwykłego preparatu ochronnego. Sugestie producentów, że ich produkt zawiera antyutleniacze czy likwiduje wolne rodniki, można włożyć między bajki. Faktycznie, odpady w procesie przemiany materii mogą uszkadzać komórki, ale dowodów, że smarowanie skóry jakimikolwiek substancjami chemicznymi może temu zapobiec, brak.
„Bezzapachowy, nieperfumowany”
Dobry dla osób, obawiających się reakcji alergicznej skóry. Takie produkty zawierają czasem zapach maskujący, który dodaje się do produktu w celu zniwelowania nieprzyjemnego zapachu jego składników.
„Hipoalergiczny”
Nad interpretacją takiego hasła nie warto długo się głowić. Oznacza ono po prostu, że dany krem był testowany i można mieć pewność, że nie wpłynie negatywnie na wrażliwą skórę.
„Noncomedogenic, nonacnegenic”
Produkt z takim napisem na etykiecie jest bezpieczny dla użytkowników o cerze łojotokowej i trądzikowej. Pierwsze pojęcie oznacza, że produkt nie powoduje zatkanie porów, a drugie – że nie wywoła podrażnień problematycznego rodzaju skóry.
Autor:
Weronika Fryben
Komentarze do: Czy warto czytać etykiety na kosmetykach pielęgnacyjnych?