Szukaj

Brytyjczyków nie stać na stomatologa, a Polacy wolą płacić sami

Podziel się
Komentarze0

34 proc. Brytyjczyków nie chodzi regularnie do stomatologa, bo ich nie stać, a kolejna jedna trzecia wpadła w długi po sfinansowaniu leczenia stomatologicznego. Na tle obywateli znad Tamizy Polacy wypadają znacznie lepiej, bowiem u nas już ponad 55 proc. pacjentów woli samodzielnie zapłacić za leczenie stomatologiczne, a z roku na rok ta tendencja rośnie.


Brytyjczyków nie stać na stomatologa, a Polacy wolą płacić sami


Jak wynika z badania Towarzystwa Ubezpieczeniowego Bupa, ponad połowa Brytyjczyków nie chodzi regularnie do dentysty. Zaledwie 10 proc. posiada ubezpieczenie stomatologiczne. I chociaż Brytyjczycy obawiają się o koszty leczenia to 7 proc. ankietowanych stwierdziło, że woli wziąć pożyczkę, by zapłacić za leczenie. Jednocześnie ponad połowa wierzy, że ludziom z pięknym uśmiechem lepiej się powodzi w życiu. Wiele osób także zwraca uwagę na to, czy dostęp do bezpłatnej opieki stomatologicznej otrzymują w tzw. pakiecie zatrudnienia.

Polacy: Lepsze niższe podatki niż bezpłatne leczenie

Jak to wygląda w Polsce? 55 proc. z nas jest zdania, że woli płacić niższe podatki, ale samodzielnie pokrywać koszty leczenia czy edukacji. Jedynie 30 proc. wolałoby płacić wyższe podatki, ale mieć bezpłatną opiekę zdrowotną. Jednocześnie ponad 60 proc. Polaków nie jest zadowolona z publicznej służby zdrowia.

Takie dane nie dziwią stomatologa Mariusza Dudy, prezydenta Polskiego Stowarzyszenia Implantologicznego, właściciela Duda Clinic w Katowicach. – To, co pacjent dostaje w ramach ubezpieczenia zdrowotnego w gabinecie stomatologicznym, nie jest w stanie zapewnić mu zdrowego uśmiechu. Materiały refundowane są kiepskiej jakości, mało estetyczne, do lepszych i tak trzeba dopłacać. Poza tym świadczenia, które możemy wykonać w ramach Funduszu są bardzo ograniczone, dlatego obecnie coraz więcej osób woli leczyć zęby w prywatnych gabinetach. Dość powszechna jest też sytuacja, że gabinet ma kontrakt tylko na część świadczeń i chcąc faktycznie skorzystać z bezpłatnej opieki stomatologicznej, pacjent musiałby odwiedzić kilka gabinetów, w każdym musiałby czekać na swoją kolej. To zniechęca. Biorąc pod uwagę jeszcze to, że Polacy są dentofobami, to jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że pacjent taki zrezygnuje z leczenia najdalej po trzech wizytach – mówi dr n. med. Mariusz Duda, stomatolog.

I tak np. w 1978 roku z dentysty w ramach ubezpieczenia zdrowotnego korzystało aż 92 proc. Polaków. W 1998 roku odsetek ten spadł do 60 proc. Obecnie z publicznej opieki stomatologicznej korzysta zaledwie 28 proc. z nas. Na prywatne leczenie, nie tylko stomatologiczne, wydajemy rocznie ponad 30 mld zł, to niemal połowa rocznego budżetu NFZ-etu, który wynosi 64,5 mld zł.

Mniejsze kolejki, lepsi specjaliści, dogodne godziny przyjęć? Tylko prywatnie!


Co wygania Polaków do prywatnego gabinetu? Jak wynika z danych CBOS z kwietnia tego roku, głównym powodem jest krótszy czas oczekiwania na wizytę (64 proc. ankietowanych). – Chociaż opieka medyczna to dość specyficzna gałąź usług, to jednak tu także działają prawa przyciągania pacjenta-klienta. Jeśli pacjent chce się umówić na wizytę i będzie musiał czekać na nią przykładowo miesiąc to wiadomo, że znajdzie innego lekarza, który przyjmie go wcześniej. Dlatego też staramy się, by optymalny czas oczekiwania wynosił maksymalnie ok. tygodnia. Nie możemy także zapomnieć o dostosowaniu godzin wizyty do planu dnia pacjenta, dlatego większość prywatnych gabinetów przyjmuje do godzin popołudniowo-wieczornych, niektóre nawet są w stanie przyjąć pacjentów w dni weekendowe, jeśli jest taka potrzeba – podkreśla dr Duda.


Potwierdzają to dane CBOS-u, gdyż dogodne godziny przyjęć są przyczyną wyboru prywatnego stomatologa dla 21 proc. ankietowanych. Wyżej stoi jedynie (24 proc.) brak refundacji usług, z których pacjent musiał skorzystać i lepsze kwalifikacje lekarzy (22 proc.). Dla pacjentów ważne jest także lepsze wyposażenie prywatnego gabinetu, komfortowe warunki leczenia i przyjazna atmosfera.

Bezpłatna tylko z nazwy?

Jak się okazuje, po podliczeniu składek, które pacjent odprowadza do ZUS-u w ciągu roku, bezpłatna opieka zdrowotna w ramach ubezpieczenia jest bezpłatna tylko z nazwy. W rzeczywistości może okazać się droższa niż początkowo sądziliśmy.

Jeśli pacjent regularnie, co pół roku odwiedza stomatologa, to koszty jego leczenia wcale nie są wysokie. Przykładowo koszt jednego wypełnienia to ok. 150 zł, leczenie kanałowe to ok. 400-600 zł, dodatkowo zabiegi higienizacyjne typu skaling, piaskowanie czy fluoryzacja to także koszt ok. 150 zł każdy. Gabinety coraz częściej wprowadzają także ceny promocyjne lub pakiety usług, co także pozwala obniżyć koszty leczenia. I zazwyczaj koszt takiego leczenia nie jest jednorazowy, a rozłożony na kilka wizyt. Przykładowo kontrola wykaże, że mamy 2 lub 3 ubytki do wypełnienia, czeka nas jedno leczenie kanałowe i dodatkowo wykonujemy zabiegi profilaktyczne to koszt takiego leczenia wyniesie nas nie więcej niż ok. 1500 zł rozłożone na kilka miesięcy. Niektórzy więcej wydają chociażby na papierosy, a stan zębów wpływa na zdrowie całego organizmu – podsumowuje dr Duda.


Proteza z NFZ? Musisz stracić co najmniej 5 zębów, o implantach zapomnij


Stomatolodzy od dawna podkreślają, że nawet utrata pojedynczego zęba jest dla naszego zdrowia katastrofalna. Pozostałe zęby zaczynają się przesuwać, mogą się rozchwiać, tracą stabilność, dlatego dentyści zalecają niezwłoczne uzupełnianie nawet pojedynczych ubytków. Paradoksalnie, w ramach ubezpieczenia możemy mieć zrobioną protezę dopiero po utracie 5 zębów i także musimy swoje odczekać w kolejce.

To stanowczo za późno. Utrata jednego zęba powoduje swego rodzaju efekt domina. Zostają zaburzone funkcje żucia pokarmów, mogą się pojawiać problemy ze strony układu pokarmowego. Często pacjenci skarżą się na bóle głowy, a jak się okazuje, są one związane z brakami zębów w odcinku bocznym. Nie mówiąc o tym, że po utracie zęba błyskawicznie zanika kość szczęki – podkreśla stomatolog.

O implantach w ramach ubezpieczenia możemy w ogóle zapomnieć. Te nie są refundowane, chyba że utrata uzębienia jest konsekwencją wady genetycznej, co jednak bardzo trudno jest udokumentować starając się o refundację. Chcąc więc cieszyć się pełnym uśmiechem, zazwyczaj musimy sięgnąć do własnej kieszeni.

Nie zjadamy zębów z powodu kryzysu

Nawet pomimo kryzysu, nie szczędzimy pieniędzy na dentystę. W latach 2010-2011, jak wynika z badań rynek usług stomatologicznych w Polsce szacowany był na ok. 7,1 mld zł rocznie. W przyszłym roku prognozuje się, że jego wartość przekroczy 10 mld zł. Na tę liczbę mają wpływ nie tylko pacjenci wybierający leczenie w prywatnym gabinecie, ale także fakt, że z roku na rok wysokość środków z Narodowego Funduszu Zdrowia przeznaczana na finansowanie opieki dentystycznej spada. I chociaż tegoroczny budżet Funduszu to o 3 mld zł więcej niż w roku ubiegłym to zaledwie 2,75 proc., czyli niespełna 1,8 mld zł przeznaczono na finansowanie leczenia stomatologicznego. W zeszłym roku dentystom przypadło w udziale 2,86 proc. z całorocznego budżetu.

Warto także zauważyć, że wzrasta świadomość Polaków dotycząca znaczenia zdrowych zębów w codziennym życiu. Poza tym wartość krajowego rynku usług stomatologicznych podnoszą także tzw. denturyści, czyli pacjenci przyjeżdżający się leczyć do Polski. Najwięcej takich pacjentów mamy właśnie z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch czy Francji, gdzie leczenie jest kilka razy droższe niż u nas. Nie brakuje także pacjentów z USA czy Kanady. Nie przyjeżdżają oni jednak na uzupełnianie pojedynczych ubytków czy wstawienie jednego implantu. Zazwyczaj podczas jednej wizyty w naszym kraju robią sobie niejako zupełnie nowy uśmiech – wyjaśnia dr Duda.

Komentarze do: Brytyjczyków nie stać na stomatologa, a Polacy wolą płacić sami

Ta treść nie została jeszcze skomentowana.

Dodaj pierwszy komentarz