Meandry prawa do śmierci albo sprawa Bonnemaison
Pewien francuski lekarz został oskarżony o aktywną eutanazję przez „zatrucie”. Obowiązkowe polemiki w mediach na temat wydarzenia bez precedensu. Jaka piękna afera, w tym przypadku, jakie domniemanie niewinności.
Domniemanie czy nie, mieliśmy do czynienia z „aferą Bonnemaison”, od nazwiska lekarza pracującego na ostrym dyżurze w szpitalu w Bayonne (Francja), podejrzewanego – po doniesieniu pracowników z jego jednostki – o czynną eutanazję wielu z jego pacjentów.
Postawiony w stan oskarżenia 12 sierpnia 2011 roku, za zatrucie „osób szczególnie chorych”, doktor Nicolas Bonnemaison, 50 lat, został zwolniony pod kontrolą sądową. Prokurator natychmiast odwołał się od tej decyzji. Oskarżany lekarz został objęty kontrolą sądową i nie może już wykonywać swojego zawodu. Grozi mu kara dożywotniego pozbawienia wolności.
Co się zarzuca doktorowi Bonnemaison? Otóż, miał on podać zastrzyki „z substancji powodujących natychmiastową śmierć” co najmniej czterem starszym osobom, które miał pod swoją opieką w swojej jednostce szpitalnej. Do zgonów tych doszło w przeciągu pięciu miesięcy 2011 roku, a ostatni dotyczył kobiety mającej 92 lat, która zmarła 3 sierpnia. Sprawa uważana a priori za bardzo kompleksową, została przydzielona dwóm sędziom. Lekarz został uznany za winnego używania substancji blokujących przewodnictwo nerwowo-mięśniowe, mogących spowodować dość szybko śmierć z powodu paraliżu mięśni oddechowych.
Proces o eutanazję
Domniemanie niewinności? Adwokat doktora Bonnemaison publicznie oznajmił, że jego klient nie żałuje swojego czynu. Postanowił uporać się z problemem eutanazji, nie zdementował faktów i wyjaśnił okoliczności świadomego podjęcia takich decyzji, aby uśmierzyć i skrócić cierpienia osób, które zmarły w ciągu kilku minut, stwierdził adwokat. Pojęcie zabójstwa jest kompletnie absurdalne. I utrzymuje on, że lekarz ten był jedynie „kozłem ofiarnym”, oraz że praktyka eutanazji istnieje we wszystkich szpitalach.
Wiceprokurator w Bayonne, jeśli chodzi o niego, sprecyzował, że żadna z czterech rodzin, których to dotyczło, nie wniosła skargi. Przypomiał również, że prawo Leonetti z 2005 roku, dotyczące praw chorych oraz zakończenia życia, dysponuje generalnie, żeby dekryminalizacja praktyk niegdyś potępianych brała pod uwagę dwa warunki: dana osoba (albo jej rodzina) musi dać jasną zgodę, a decyzja powinna być podjęta kolektywnie przez cały zespół leczący (nigdy w sposób samotny).
Co ważne: dwa stowarzyszenia lekarzy specjalistów pracujących na ostrych dyżurach (Association des médecins urgentistes de France i Samu-Urgences de France) wybrały nie wspieranie w sposób bezwarunkowy doktora Bonnemaison. Dwaj przewodniczący – doktor Patrick Pelloux oraz Marc Grioud – przypominają swoje przywiązanie do prawa Leonetti. Wyjaśniają oni, że aresztowanie ich kolegi jest z pewnością wydarzeniem poważnej wagi, ale sami mają zaufanie do sprawiedliwości i chcą zrozumieć, co się stało.
Zobacz również:
- Etycy bronią prawa do wyboru embrionów w zależności od płci
- Pacjencie! Czy wiesz jakie prawa Ci przysługują?
- Brytyjski kosmolog Hawking wyraża poparcie dla prawa do godnej śmierci
- Historia eutanazji
- RU-486 - Pigułka aborcyjna
- Czym jest naprotechnologia?
- Klauzula sumienia w zawodzie lekarza - co to takiego?
- Z humorem przeciwko nadużyciom lekarzy
Domniemanie niewinności? Doktor Bonnemaison (od momentu postawienia go w stan oskrażenia) jednogłośnie opisywany był przez swoich bliskich jako profesjonalista zarazem kompetenty i cierpiący z powodu „luk psychologicznych”. Miał on być szczególnie ciężko doświadczony przez samobójstwo swojego ojca w 1987 roku - Jean Bonnemaison, który był znanym chirurgiem i cierpiał na psychozę maniakalno-depresyjną. Bliscy doktora Bonnemaison (Nicolasa, nie Jeana) przywołują zarazem jego duże doświadczenie i spełnione życie zawodowe, a także życie osobiste, nieco bardziej ciemne.
Afera o niewiarygodnych rozmiarach
Sprawa doktora Bonnemaison wydaje się radykalnie inna – biorąc pod uwagę jego przeszłość – niż wszystkie te, które od ponad dziesięciolecia podbijają we Francji kontrowersje na temat warunków końca życia i praktyk medycznych mogących, bądź nie, być z tym powiązanych. Afera ta przede wszystkim ukazuje lekarzy przywołujących całość krzyczących niedoborów, z powodu których mogą cierpieć – między innymi – specjaliści na ostrych dyżurach w dziedzinie opieki prewencyjnej oraz medycyny pracy.
Możemy tutaj odnieść się, w tym temacie, do tekstu doktora Pelloux oraz doktora Giroud, tak samo jak i do bloga doktora Jean-Daniel Flaysakier, który jest dziennikarzem medycznym w France Televisions. Ta nowa francuska afera eutanazyjna zaczęła z drugiej strony przybierać znaczne i niewiarygodne rozmiary na internecie. Od momentu postawienia w stan oskarżenia o zatrucie, petycja ze wsparciem dla lekarza z Bayonne została umieszczona online (www.mesopinions.com), adresowana do francuskiego ministra zdrowia, Xavier Bertrand.
Z drugiej jeszcze strony obserwować można było mobilizację internautów na Facebooku, którzy stworzyli grupę (i stronę) zatytułowaną „Poparcie dla Nicolas Bonnemaison, lekarza podejrzanego o czynną eutanazaję” („Soutien à Nicolas Bonnemaison, urgentiste soupçonné d’euthanasie active”).
Inna zadziwiająca „premiera”: atak – w artykule redakcyjnym – dziennika Liberation na pismo Le Parisien. Pierwszy (w artykule wstępnym z dnia 15 sierpnia 2011 roku) potępił ten drugi (na pierwszej stronie, co jeszcze zaostrza sytuację) za to, iż ośmielił się oskarżać doktora Bonnemaison o „zabicie co najmniej czterech pacjentów”. Dziennik Liberation (który pisze na pierwszej stronie o „Eutanazji, ciągle żywej debacie”) ubolewa nad chorobliwą zachłannością mediów, prowadzących je często, bez głębszego poznania tematu, do wskazywania palcem na lekarza pracującego na ostrym dyżurze i opisanego jako kruchego psychologicznie.
I Liberation chwyta tę okazję, aby bronić otwarcie prawnego uznania czynnej pomocy w odejściu z tego świata. Liberation pisze, iż powinniśmy żądać od państwa, aby szanowało zasadę neutralności moralnej, pozwalając każdemu z nas żyć i umierać według naszych własnych koncepcji filozoficznych. I z pewnością nie w imię godności – co jest niebezpiecznym konceptem, ponieważ odwracalnym – należy prowadzić tę walkę, ale dużo prościej prowadzić tę walkę w imię wolności.
A tutaj widzimy właśnie, jak wynurzają się pod nowymi maskami, stare linie pęknięcia radykalnej opozycji, które na granicach końca życia, stawia naprzeciw siebie zwolenników wolnego myślenia oraz obrońców zrewidowanej koncepcji, zarazem chrześcijańskiej i medycznej, końca życia.
Fakt, że ta koncepcja jest zapisana w prawie francuskim od 2005 roku nie zredukował tutaj w ogóle intenstwności i radykalności sprzeciwów niesionych na banerach dwóch obecnych obozów: obozu „opieki paliatywnej” przeciwko obozowi „prawa do godnej śmierci”, który odsyła do obozu „prawa do samobójstwa medycznie asystowanego”. Podsumujmy tutaj: z jednej strony pozostawiamy lekarzom możliwość decydowania o chronologii ostatnich wydarzeń. Z drugiej strony, chcemy zredukować władzę lekarza do wąskiego minimum.
Umrzeć, kiedy chcę; umrzeć, tak jak chcę, w sumie. Temat ten, bardzo poważny, czy powinien wpisywać się do rzędu priorytetów przyszłych wyborów?
Komentarze do: Meandry prawa do śmierci albo sprawa Bonnemaison