Pocieszanie umierających zwierząt w czasie ich ostatnich dni okazuje się niebezpieczne dla właścicieli tych zwierzaków, którzy narażają się na zagrażające życiu infekcje, jeżeli wchodzą w bliski kontakt z pupilami, jak stwierdza nowe badanie. Właścicielka psa, która zlizała miód z kroplomierza, którym się posługiwała, aby karmić swojego psa; a także dwie właścielki kotów, które przytulały i całowały swoje kociaki w dniach, kiedy te były hospitalizowane z powodu chorób układu oddechowego związanych z typowymi bakteriami, które zwierzęta mają w pyskach, oto studium przypadku.
Studium przypadku, o którym donosi ostatnie wydanie przeglądu naukowego Clinical Infectious Diseases, podkreśla rzadkie przypadki wynikające z bliskości ze zwierzętami w kraju, gdzie dziewięciu na dziesięciu właścicieli postrzega swoje zwierzęta jako członków rodziny.
Podejrzewam, że dzieje się to o wiele częściej niż nam się wydaje, jak mówi doktor Joseph Myers, przewodniczący wydziału medycyny w szpitalu Summa Akron City Hospital w Akron, w Stanach Zjednoczonych.
Lekarze powinni o to pytać, uważa doktor Joseph Myers.
Jego pierwsze przypadki infekcji Pasteurella multocida, o których właśnie donosi, mogą być związane z paliatywną opieką, jaką sprawują właściciele nad umierającymi zwierzakami. Jest to rzadkie, oczywiście, ale niepokojące i dziwne było zaobserwowanie trzech podobnych przypadków w ciągu zaledwie jednego roku, wyjaśnia swój punkt widzenia doktor Joseph Myers.
Normalnie, bakteria Pasteurella multocida żyje w pyskach 80% kotów i około 60% psów, wyjaśnia specjalista z Summa Akron City Hospital. Bakteria ta kryje się w jamie ustnej większości dzikich i domowych zwierząt. Generalnie, przechodzą one przez ugryzienia, drapnięcia, albo inne nieprzyjazne zachowania, a także są najpowszechniejszą przyczyną infekcji skóry związanej z urazami zadanymi przez zwierzęta.
Nie jest jasne ile dokładnie infekcji tego typu zdarza się każdego roku, ale eksperci z uniwersytetu UCLA (University of California Los Angeles, Uniwersytet Kalifornijski w Los Angeles) odnotowują, że jedynie około 5% ugryzień psów i 30% ugryzień kotów jest zainfekowanych.
Infekcje te mogą zdarzyć się poprzez normalną uczuciową relację ze zwierzętami, normalne lizanie albo całowanie, któremu niektóre zwierzęta i właściciele nie potrafią się oprzeć, jak mówi doktor Joseph Myers. Ludzie starsi oraz ludzie z osłabionym układem odporności są najbardziej zagrożeni, ponieważ ich układy immunologiczne nie potrafią zwalczyć tych infekcji jak należy.
Zobacz również:
W przypadku trzech właścicielek zwierząt w tym badaniu, wszystkie w wieku od 50 lat do 60 lat, były one początkowo zdrowe, ale doktor Joseph Myers podejrzewa, że stały bliski kontakt ze zwierzętami po prostu zwiększa ryzyko infekcji. Bakteria namierzyła przewód oddechowy u tych kobiet, u jednej atakując nagłośnię, u drugiej języczek podniebienny, a u trzeciej płuca.
Kobiety pojawiły się na oddziale ratunkowym w szpitalu donosząc o gorączce, dreszczach, bolącym i spuchniętym gardle, a także o problemach z oddychaniem i połykaniem. Szybka administracja antybiotyków podziałała i wszystkie trzy kobiety wydobrzały w ciągu kilku dni.
Najciekawszą jednak sprawą była przyczyna tej tajemniczej i nietypowej infekcji bakteryjnej. Lekarze bardzo starannie przepytali pacjentki, aby określić w końcu, że bakteria przeniosła się na te kobiety właśnie w wyniku tak niezwykle bliskiego kontaktu z czworonożnym kompanem. A badanie, które doktor Joseph Myers przedstawia, bardzo dokładnie opisuje, w jaki sposób kobiety mogły zachorować.
W przypadku właścicielki psa, pacjentka zjadła z nim wspólnie miód, oblizując kroplomierz, którym karmiła zwierzaka. Inna pacjentka z kolei stale trzymała, głaskała, przytulała i całowała swojego kota, w czasie ostatnich siedmiu dni jego życia. Trzecia pacjentka natomiast sprawowała opiekę paliatywną nad swoim umierającym kotem, przytulając go, całując jego głowę, trzymając go w ramionach i pozwalając mu na lizanie jej rąk i dłoni.
Nie zaskakuje to w ogóle weterynarza, który prowadzi Rainbow Bridge Vet Services, hospicjum dla zwierząt i centrum opieki paliatywnej w Hercules, w Kalifornii. Doktor Anthony J. Smith stwierdza, że w kraju, gdzie dwie trzecie gospodarstw domowych ma zwierzę, a dziewięciu na dziesięciu właścicieli uważa swojego zwierzaka za członka rodziny, normalne jest opiekowanie się zwierzętami u schyłku ich dni.
Coraz więcej właścicieli zwierząt, jak doktor Anthony J. Smith ich nazywa – „rodziców zwierząt” – próbuje sprawić, aby śmierć ich pupila była łatwiejsza i bardziej znacząca, nawet wtedy, kiedy nie potrafią jej zapobiec.
Generalnie, bliskość między zwierzętami i ludźmi rośnie, mówi doktor Anthony J. Smith, który leczył ponad 1 000 zwierząt w ciągu ostatnich dwóch lat. Ludzie pragną dla swoich zwierząt tego samego rodzaju usług co dla swoich ludzkich członków rodziny.
Doktor Anthony J. Smith, który pomagał stworzyć International Association of Animal Hospice and Palliative Care, rozumie pilną potrzebę bliskiej opieki nad zwierzętami i nie chce, żeby ludzie unikali fizycznego kontaktu ze swoimi pupilami. Ale jednak doradza on ciągle zachowanie zdrowego rozsądku.
Jeżeli zaczynasz lizać swojego kota lub psa, albo dzielisz z nim naczynia kuchenne, nie zdziw się, jeśli złapiesz od niego jakąś infekcję, przestrzega weterynarz. Prawdopodobnie, nie są to najlepsze pomysły z perspektywy zdrowia ludzkiego.
Zresztą, doktor Joseph Myers zgadza się z nim w stu procentach. Ale nawet on przyznaje, że te badania nie wypłyną na to, w jaki sposób on sam dba o swoje trzy psy. Czy badanie to zmieniłoby zachowanie trzech kobiet, które zaraziły się od swoich umierających zwierząt? Niekoniecznie. Zwierzęta te zbyt mocno należały do rodziny.
Komentarze do: Przytulanie umierającego psa naraża właściciela na nieprzyjemną chorobę…